CHULIGAŃSTWO, PRZYKŁADY TEMATYTCZNE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- 1 -
Kazik otrzymał na imieniny w podarunku od taty wspaniały rower składak. Bardzo się z tego ucieszył, tym bardziej, że mógł już teraz drogę do kościoła i na katechezę pokonywać, nie tylko jak dotychczas pieszo, ale na rowerku. Szczególnie wtedy, kiedy panowała piękna pogoda, jazda rowerem była dla niego wielką przyjemnością.
Na katechezę przyjeżdżał więc Kazik na swoim ulubionym składaku. Stawiał go zawsze przed salką. Po skończonej lekcji siadał znów na niego i jechał do domu.
Kiedyś, wychodząc z salki katechetycznej, zauważył ze zgrozą, że ktoś wypuścił z dętek jego rowerka powietrze, wyciągając, a następnie zabierając wentyle. Z płaczem przybiegł do swojego księdza katechety ze słowami: "Proszę księdza, co mam robić? W kołach mego składaka nie ma powietrza, a wentyle ktoś zabrał!" Rzeczywiście, co miał biedny Kazik robić? Nie było innego wyjścia, jak prowadząc rower, iść pieszo do domu.
Podczas najbliższej katechezy ksiądz opowiedział kolegom z grupy Kazika o tym, co się stało z rowerem chłopca po ostatnim spotkaniu. Na koniec zadał uczniom takie pytanie: "Jak sądzicie, co skłoniło, prawdopodobnie jednego z uczniów do tego czynu?" Po chwili ciszy zgłosił się Marek i odpowiedział: "Zazdrość!. Ktoś pozazdrościł Kazikowi roweru i dokonał tego właśnie złośliwego kawału". Katecheta pytał dalej: "Czy tylko zazdrość była tego przyczyną? Może również i nienawiść". - "Tak, również i nienawiść" - odpowiedziała z kolei Kasia. "Właśnie ktoś zazdroszcząc Kazikowi pięknego rowerka, poczuł do niego nienawiść, a następnie chcąc się na nim zemścić, wyciągnął wentyle z dętek, wypuszczając powietrze" - podsumował ksiądz katecheta.
Ks. Hajda J., Miłość niosąca życie, BK 3-4 /1984/, s.135
- 2 -
- Cicho, dziecko. Czemu płaczesz? - pytał ksiądz małą trzyletnią dziewczynkę wiejską, która zasłoniwszy brudnymi rączkami oczy, zanoszą się od płaczu.
- Cicho, nie płacz już. Powiedz, kto ci zrobił krzywdę. Masz obrazek. Zobacz jaki ładny.
Ale dziecko nie spojrzało nawet na śliczny obrazek i dalej płakało żałośnie... ledwie ksiądz wydobył z niej krótką odpowiedź:
- Teleska...
Tymczasem zbiegły się dzieci i z radością powitały księdza, który zapytał:
- Dzieci, dlaczego ta mała tak płacze?
- Bo jej chłopcy zabrali Tereskę. Ale to nie żywa Tereska. Tak się nazywa lalka, którą ona stale się bawi.
- Dlaczego zabraliście jej tę lalkę?
- To nie my, to Rysiek.
- A gdzie on jest?
Chłopcy pobiegli, aby go odszukać. Za chwilę przyszedł winowajca ze zwieszoną głową, prowadzony przez triumfujących chłopców, trzymając ręce za jedną nogę nieszczęśliwą lalkę.
- Chłopcze, oddaj małej lalkę i więcej tego nie rób. Widzisz jak ona płacze? - upomniał ksiądz.
Chłopiec czerwony jak burak milczeniem uznał swoją winę. Tymczasem lalka znalazła się w objęciach uszczęśliwionej dziewczynki, która tuląc swoją Tereskę pobiegła w stronę domu.
Ks. Łatka S., Znak i posłanie, BK 2 /1984/, s. 86
- 3 -
Zwiedzałem niedawno jedną ze szkół, która w czasie wakacji była domem kolonistów. Nauczycielem w tej szkole jest mój kolega - szkolny kolega. Pokazywał mi piękne klasy, w których on uczy. Niestety - nie najlepiej wspominał minione wakacje. Koloniści nie dali o sobie zapomnieć. Oto na nowej, wspaniałej, magnetycznej tablicy ktoś wyrył gwoździem swoje inicjały: "D.S.", na ławkach powycinano scyzorykiem różne "cuda", jakieś serca, jakieś uwagi pod adresem swoich kolegów czy koleżanek. Można się z tych ławek wszystkiego dowiedzieć - kto jest głupi, kto jest w kim zakochany, ale przede wszystkim można się dowiedzieć, że w tej szkole przebywali wandale, chuligani - poniszczone sprzęty są ich wizytówką.
Ks. Molenda B., Użytkownicy Bożej własności, BK 4 /1987/, s. 218
- 4 -
Marek szedł powoli wiejską polną drogą. Szedł bardzo smutny. Rączkami przecierał oczy, był cały umorusany, wyglądało na to, że płacze.1 rzeczywiście płakał, pociągając nosem. Co mu się mogło stać? Czy mama go ukarała, a może pani w przedszkolu. Pewno coś przeskrobał i otrzymał karę, dlatego płacze. Ale okazało się zupełnie co innego. Markowi starsi koledzy zabrali rower i teraz jeżdżą na nim po wszystkich dziurach. Marek sobie myśli: kto im powie, by oddali rower?
Ks. Chrzanowski J., Chrzest niosący pojednanie, BK 6 /1985/, s. 339
- 5 -
W miasteczku liczącym ponad 30 tys. mieszkańców zdarzył się taki wypadek: grupa cyganów pobiła 19 - letniego chłopaka. Chłopak miał na imię Mariusz. Wracał z pracy z pierwszą wypłata, ponieważ niedawno zaczął pracować. Chciał podzielić się tą radością ze swoją bliską koleżanką. Zaprosił ją do kawiarni. Spotkali po drodze kilku znajomych, usiedli przy stoliku zamówili kawę, lampkę wina. W kawiarni było kilka znajomych twarzy. Siedzieli tam z godzinę może trochę więcej. Kiedy opuścili lokal w korytarzu zaczepili ich Cyganie zaczęła się szamotanina słychać było trzask butelek, ale w lokalu ludzie zachowywali się jak gdyby nic się nie stało. Po kilku minutach wszystko ucichło, koleżanka Mariusza podbiegła do kelnerki i spytała o telefon chciała zadzwonić na milicję, bo Cyganie pobili jej kolegę i gdzieś go zabrali samochodem. Po kilku godzinach znaleziono Mariusza leżącego w kałuży krwi nieopodal jakiejś dyskoteki.
- 6 -
Był bardzo dobrym dzieckiem, miał porządnych rodziców, uczył się dobrze, uprawiał sport Był lubiany i szanowany. Aż któregoś dnia poznał złych kolegów, "wpadł" w ich środowisko, zaczął palić i pić. Razem z nimi napadał na samotnych, starszych ludzi, na dzieci biegające po placach zabaw, okradał mieszkania.
Z porządnego, lubianego i szanowanego chłopca stał się chuliganem, przestępcą. Wreszcie milicja złapała całą grup. Każdy otrzymał kilka lat więzienia, najmłodsi zostali skierowani do domów poprawczych w jednej chwili - a może już od dłuższego czasu - stracił przyjaciół: brat i siostra nie chcieli mieć z nim nic wspólnego, nawet dla dobrej matki, to już było za wiele wypłakał swoje łzy, wycierpiała swoje bóle. Pozostał tylko ojciec. Odwiedzał go w wiezieniu, czekał i wierzył, że syn wszystko zrozumiał, że się poprawi, że będzie innym człowiekiem. Kiedy wyszedł z więzienia, ojciec powiedział: "Syneczku, ja ci wszystko przebaczam! Wierzę, że rozpoczniesz nowe życie!
Ks. Machnacz J. SDB, Bóg jest cierpliwy, BK 5-6 /1990/, s. 334-335
- 7 -
W ubiegłym roku Polskie Radio nadało ciekawe opowiadanie. Ulicą jednego z miast idzie grupa chłopców z papierosami w zębach. W pewnym momencie jeden z nich zaczyna się chwalić, że nikogo się nie boi i może ich o tym przekonać w każdy sposób, jaki sobie wybiorą. - "Jakeś taki cwaniak, to rżnij kamieniem w pierwsze lepsze okno". - Chłopiec nie zastanawia się długo; podnosi kamień i rzuca na wysokość pierwszego piętra. Szyba z brzękiem rozsypała się po bruku. Zrobiło się ogólne zamieszanie, dał się słyszeć czyjś przeraźliwy krzyk, gwizdek milicjanta, ale chłopców już dawno nie było.
Po kilku miesiącach, w pogodny lipcowy wieczór, nasz bohater przechadzał się po alejkach miejskiego parku. Na jednej z ławek dojrzał młodą, przystojną dziewczynę w ciemnych, jakby przeciwsłonecznych okularach. Przysiadł się na ławce usiłując nawiązać rozmowę. W pewnym momencie chcąc zdobyć się na jakiś komplement, rzekł: Pani taka ładna, musi być bardzo szczęśliwa". - "Szczęśliwa? - padła odpowiedź. Byłam szczęśliwa. W tym roku miałam ukończyć studia, chemię... Po uzyskaniu dyplomu planowaliśmy z narzeczonym wyjazd za granicę. Teraz bylibyśmy na Węgrzech w Budapeszcie, ale cóż - stało się inaczej... Parę miesięcy temu ktoś rzucił kamieniem w moje okno. Ja właśnie przy oknie miałam swoją podręczną pracownię. Nalewałam kwas do probówki. Krople kwasu wypaliły mi oczy. Dopiero co wyszłam ze szpitala, a pan mówi o szczęściu! Dziwne szczęście..."Młody chłopiec słuchał trochę zmieszany, a potem wstał i odszedł bez słowa”.
Wierzyć i być odpowiedzialnym – Szkic rekolekcji BK 85/4
- 8 -
13 lipca ubiegłego roku telewizja polska emitowała film naszej produkcji: „Karate po polsku". Wspaniałe tło filmu stanowi przepiękny zakątek augustowskiej ziemi z jeziorem Studzieniczne wraz z kaplicą na wyspie, z pięknymi drzewami, beztroskimi i prawie oswojonymi łabędziami i uroczymi widokami zachodzącego słońca. Jakże jednak smutnie, a nawet wręcz tragicznie ukazany został na tym cudownym tle natury - współczesny człowiek. Główny bohater filmu, Piotr artysta malarz z Warszawy, wraz z kolegą spotykają się z agresywną, przestępczą grupą miejscowej bandy, która sieje strach w całym środowisku, w zastraszonym społeczeństwie, a bezradny w sytuacji jest nawet przedstawiciel władzy - sierżant milicji. Cóż z tego, przyjezdni malarze mają dużo dobrej woli, unikają konfliktowych spotkań kiedy w końcu i tak Piotr dochodzi do wniosku, że jedyną drogą wyjścia jest siła fizyczna, spryt, mocny cios i przestraszenie przeciwników. W rezultacie ginie przywódca bandy, Roman, ale ginie również i Piotr. Całe piękno natury niszczy mroczna postawa ludzi pogrążonych w niewoli zła moralnego. W wolności, a właściwie samowoli, człowiek zerwał z Bogiem, przekreślił przykazania i popadł w straszliwą niewolę grzechu. Konflikt z Bogiem doprowadził w konsekwencji do konfliktu ze sobą, z innymi ludźmi, a także z przyrodą (zabijanie prądem ryb, bezmyślne niszczenie roślin i zwierząt)...
Ks. Antoni Boszko Chrzest niosący pojednanie BK 85/6
- 9 -
- Lublin, jesienny, późny wieczór, Lata siedemdziesiąte. Na pustawej ulicy szamotanina podpitych młodzieńców. Stanisław akurat wraca do domu. Widzi w ręku bijącego się nóż. Jest silny, więc rzuca się na ratunek. Nadjeżdżają stróże porządku. Bijący się wyczuli i uciekają. Wszystko przemawia przeciw Stanisławowi... nawet nóż. Może być skazany. A przecież w niewielkiej odległości za nim szedł znajomy. Nie bardzo się lubili, prawda, ale też prawda, że mógł stwierdzić niewinność Stanisława. Zadowolony i nieco zdziwiony poszedł dalej.
To milczenie nie było złotem! Należało mówić. Milczenie to było zabójcze, zarażone egoizmem a może zdeprawowane nienawiścią. Nie można go tłumaczyć strachem przed ewentualnymi konsekwencjami, np. przykrym badaniem świadka. Grzech milczenia na pewno będzie zarzewiem wyrzutów sumienia. Z tym nie można uczciwie żyć!
GRZECH MILCZENIA BK 87
- 10 -
Tatuś Radka jest policjantem. Ma w domu mundur, który ubiera przed wyjściem na służbę. Ma także pistolet i krótkofalówkę. Gdy Radek opowiada o tym kolegom, ci słuchają go z podziwem i z odrobiną zazdrości. Tatuś Radka ma także legitymację policyjną. Praca jego taty jest odpowiedzialna i trudna. Wychodzi z domu, by patrolować ulice, pilnować porządku i chronić ludzi przed złodziejami i chuliganami. Czasem idzie do pracy rano, ale bywa także, że ma nocny patrol, który jest bardziej niebezpieczny.
Pewnego razu tatuś Radka szedł ulicą bez munduru. Był już po służbie. Chciał kupić w pobliskim sklepie część do radioodbiornika. Nagle zobaczył, że dwóch szesnastoletnich chłopaków bije kolegę Radka, dwunastoletniego Tomka. Kilkoma szybkimi skokami znalazł się przy napastnikach, złapał jednego z nich za ręce i wykręcił je do tyłu. Drugi z nich uskoczył na bok i zatrzymał się w pobliżu. - Co pan robi?! Co pan sobie wyobraża?! - zaczął wykrzykiwać drugi napastnik. - A co wy robicie? Napadacie młodszego chłopca, w dwóch na jednego?? - A co to pana obchodzi? I kim pan w ogóle jest, że się pan wtrąca? - Jestem policjantem i nie pozwolę na takie chuligańskie wybryki! - Cha, cha! Każdy może powiedzieć, że jest policjantem. Wcale panu nie wierzę!
W tym momencie tatuś Radka sięgnął wolną ręką do kieszeni i wyciągnął swoją policyjną legitymację. - Oto dowód - powiedział. I zaraz obu was zaprowadzę na komisariat, skąd odbiorą was wasi rodzice. A zresztą nawet gdybym nie był policjantem, też bym was przegonił. Na te słowa drugi z napastników wziął nogi za pas, schwytanemu nie pozostało nic innego, jak pójść grzecznie na komendę policji.
Czy tato Radka miał prawo schwytać napastnika? - Tak! - Czym udowodnił, że jest policjantem? - Posiadaną legitymacją. - Od kogo otrzymał prawo łapania chuliganów? - Od swoich zwierzchników. Na tym polega władza policjanta, że ma prawo ukrócić chuligańskie wybryki.
Ks. Rafał Czerniejewski - KTO NAM ODPUSZCZA GRZECHY? BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(136) 1996
- 11 -
Działo się to 5 sierpnia 1971 roku w jednym z polskich miasteczek. W środku rynku mieścił się dworzec autobusowy. O uliczny łańcuch stał oparty rower, a przy nim siedemnastoletni wyrostek. Z pobliskiego baru mlecznego wyszedł konduktor PKS. Podszedł do roweru, przeprosił młodzieńca i chciał odjechać. Niechcący zaczepił o niego rowerem. Tamten rzucił się na starego człowieka. Uderzył go w głowę. Mężczyzna upadł. Młody chuligan, który się nigdzie nie uczył, ani nie pracował, kopał leżącego na drodze. Kopał go po głowie, w klatkę piersiową. Najokrutniejsze było jednak to, że wokół stał tłum gapiów. Kilku mężczyzn, nawet kolegów - kierowców. Patrzyli, jak na ich oczach maltretuje się człowieka.
Wdowa po zmarłym, na skutek obrażeń ciała, człowieku, opowiada reporterowi: „Pytam, Heniu, a ludzie nie reagowali? Odpowiedział: oj, boli mnie tu w piersiach, okrutnie patrzyli się okrutnie, a on tak mnie bił. Okrutnie patrzyli się”.
Ks. Pietrzk T., Włączeni w śmierć Chrystusa, BK 4(107) /1981/, s. 242
- 12 -
W jednym z paryskich kościołów jest duży witraż, przedstawiający Ducha Świętego. Pewnego dnia grupa wyrostków urządziła sobie zabawę, rzucając kamieniami w witraż. Zaalarmowano proboszcza przyłapał ich na gorącym uczynku. Widać jednak nie przestraszyli się bardzo dobrodusznej postaci kapłana, skoro jeden z nich niby tłumacząc się, zażartował: „Chcieliśmy wypuścić Ducha Świętego z kościoła, by nawrócić Paryż”. Nie za bardzo się pomylili. To pierwsze spotkanie z proboszczem stało się początkiem serdecznych kontaktów z kapłanem i drogą, na której spotkali Boga.
Ks. Grzesica J., Weźmijcie Ducha Świętego, BK 3-4(94) /1975/, s. 173
- 13 -
W pewnej miejscowości miał miejsce następujący wypadek. Na powracającą późnym wieczorem z popołudniowej zmiany dziewczynę napadło trzech chłopaków. Jak się później okazało, najstarszy miał 19 lat, najmłodszy lat 16. Szczegóły całego przykrego zajścia są tutaj mało ważne. Wystarczy powiedzieć, że dziewczyna dzięki sprytnie użytemu fartelowi zdołała wyjść cało z grożącego jej niebezpieczeństwa. Charakterystyczne dla całego zajścia było co innego i to należy podkreślić. Rodziny chuliganów i ich krewni, nobliwi obywatele tamtej parafii, wcale nie wstydzili się tego, że z ich środowiska wyszli tacy młodzieńcy. Tłumaczono wszem wobec, że chłopcy nie zaatakowaliby porządnej dziewczyny. Na pewno dziewczyna nie jest wiele warta, a jedynie w tym jednym wypadku nie typowo dla siebie zareagowała.
Ks. K. Tabacki - OJCIEC UWALNIA Z NIEWOLI GRZECHU
- 14 -
Poznałem kiedyś dwóch chłopców: Janka i Kazika. Byli braćmi. Gdy byli w trzeciej klasie, zostali ministrantami. Pewnego razu zauważyłem ich obu na przystanku autobusowym. Zrobiło mi się bardzo przykro. Dlaczego? Janek i Kazik szli właśnie do kościoła na Mszę św. Ich zachowanie zaskoczyło mnie. Spostrzegłem, że jeden drugiego kopał. Ich ładne, białe przedtem podkolanówki były prawie czarne. Patrzyłem na to, jak jeden drugiego kopał z coraz większą złośliwością. "To mieli być ministranci" - pomyślałem. Za chwilę staną przed ołtarzem z rękami złożonymi ładnie do modlitwy. Przeszli obok mnie, ale tak byli zajęci tą kopaniną, że nawet mnie nie zauważyli, Postanowiłem ich zawołać i zwrócić im uwagę.
Ks. Tadeusz Adamczyk - NASZ WKŁAD W SKUTECZNE ŻYCIE SAKRAMENTALNE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]