CETA to nowa ACTA, Centrum Bezpieczeństwa Chomika, Prawnicy polują na piratów w internecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CETA to nowa ACTA, a może nie całkiem nowa?
Opracowanie: Marcin Maj (Dziennik Internautów - di.com.pl), 10-07-2012, 07:47
CETA to porozumienie zawierające przepisy podobne do ACTA, które ma być zawarte między Unią Europejską a Kanadą. Tak jak przewidzieliśmy, ACTA będzie próbowała wrócić pod inną nazwą. Trzeba jednak wiedzieć, że CETA nie jest nową inicjatywą - prace nad nią trwają od 2009 roku.
Krótko przed porażką ACTA komisarz , że ACTA wróci nawet pomimo porażki w Parlamencie Europejskim. Dziennik Internautów zwracał natomiast uwagę na to, że "powrót ACTA" to nie najgorszy scenariusz. Spodziewaliśmy się raczej, że ktoś spróbuje zrobić nowy dokument podobny do ACTA i znów będzie go przepychał w sekrecie przez różne dziwne procedury, starając się robić wrażenie, że wszystko odbywa się normalnie i demokratycznie.
Czytaj:
Jeden taki dokument już się pojawił i nazywa się CETA, co jest skrótem od Canada - EU Trade Agreement. Mamy zatem coś, czego nazwa sugeruje jakieś nudne porozumienie handlowe między Kanadą i Unią Europejską.
Na to porozumienie zwrócił uwagę Michael Geist - prawnik, Kanadyjczyk i uważny obserwator inicjatyw takich, jak ACTA. Na swoim blogu opublikował on . Porównał również zapisy CETA z zapisami ACTA i trzeba przyznać, że wyglądają one bardzo podobnie. Szczegóły w tekście pt. .
Cyfrowe zapisy CETA
Nas szczególnie zainteresowały "internetowe" zapisy CETA. Zobowiązują one strony umowy do przyjęcia procedur związanych z naruszaniem praw autorskich i pokrewnych dotyczących dóbr cyfrowych. Co więcej:
· CETA zachęca do wspierania "współpracy" w ramach "społeczności biznesowej", która ma na celu efektywną ochronę praw autorskich (to może być wstęp np. do filtrowania sieci w imię ochrony praw autorskich);
· CETA przewiduje, że strony mogą stworzyć przepisy ułatwiające identyfikację abonenta usług telekomunikacyjnych na podstawie informacji od posiadaczy praw autorskich. To wszystko przypomina najbardziej kontrowersyjny art. 27 ACTA.
CETA ma trzy lata
Pewne informacje o CETA znajdziemy też . Wynika z nich, że prace nad CETA prowadzone są od roku 2009. Kolejne rundy negocjacji odbyły się:
· w Brukseli (styczeń 2010),
· w Ottawie (kwiecień 2010),
· w Brukseli (lipiec 2010),
· w Ottawie (październik 2010),
· w Brukseli (styczeń 2011),
· w Ottawie (kwiecień 2011),
· w Brukseli (lipiec 2011),
· w Ottawie (październik 2011).
Po tych rundach negocjacji odbyły się jeszcze mniejsze "sesje robocze", w czasie których opracowywano pomniejsze kwestie. Negocjacje powinny być zakończone i podsumowane jeszcze w roku 2012.
CETA vs. ACTA, czyli co nas może oburzać
Jak widzimy, CETA nie jest inicjatywą zaplanowaną po porażce ACTA. Jest to porozumienie powstające niemal równolegle z ACTA, ale nie możemy powiedzieć, czy np. zapisy dotyczące internetu nie zostały dodane w obliczu możliwej klęski ACTA. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ACTA i CETA pokrywają się w wielu innych miejscach. Po prostu władze UE chciały mieć nie tylko jedno porozumienie tego typu.
Najbardziej może nas oburzać to, że znów niewiele wiadomo o CETA. Komisja Europejska niby wspomina o porozumieniu na swoich stronach, ale jako człowiek śledzący uważnie poczynania Komisji mogę śmiało powiedzieć, że tą inicjatywą unijna egzekutywa nie bardzo się chwaliła.
W obliczu upadku ACTA Komisja Europejska powinna powiedzieć: "drodzy obywatele, skoro się nie zgodziliście na ACTA, to my się jeszcze zastanowimy, co z tym CETA". Tak się jednak nie stało. Komisja Europejska pokazuje, że opinie obywateli UE ma głęboko w... nosie i będzie konsekwentnie realizować swoją własną politykę, niezależną od Parlamentu i tego prostego ludu, który czasem psuje jej "dobre" inicjatywy.
Inna sprawa, że zarówno UE, jak i Kanada były w "klubie ACTA". Po co im była jeszcze jedna umowa tego typu?
Dobrze podsumował do polski prawnik Piotr Waglowski, który również pisze o CETA w swoim serwisie Vagla.pl.
:[SONDA]:
- A co po zestrzeleniu CETA? Wyłoni się FETA? KRETA? Zdaje się, że ten proces globalnego tworzenia prawa polegać będzie na stałym i spontanicznym proponowaniu stale takich samych rozwiązań z nadzieją, że ktoś wreszcie przepuści strzał. Nie raz przecież się udawało. Tylko wcześniej globalne społeczeństwo nie nazywało się jeszcze "informacyjnym" i ludzie mieli mniej możliwości czytania tego, co 10 minut wcześniej ktoś inny opublikował na innej półkuli - pisze Waglowski w tekście pt. .
No więc my się rzeczywiście będziemy przyglądać i będziemy konsekwentnie czytać to wszystko, co zostanie opublikowane. Najwyraźniej ta zabawa musi jeszcze trochę potrwać, zanim politycy zmienią swoją mentalność, a nie tylko dokumenty oraz ich nazwy.
Czytaj:
�
Informacja pochodzi z serwisu Dziennik Internautów - http://di.com.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]